Zabawa zmieniła się w koszmar. W tle słyszano jedynie przeraźliwy krzyk dziecka: „Mamo, tato, ratunku!”
W środowe popołudnie, spokojna łąka przy ul. Łokietka w Wałbrzychu stała się miejscem tragedii. Grupa dziewczynek bawiła się nieopodal schroniska, gdy nagle sielankę przerwał dramatyczny incydent. Pies pod opieką wolontariusza zerwał się ze smyczy i zaatakował 7-letnią dziewczynkę, powodując poważne obrażenia klatki piersiowej oraz ramienia. Dziecko natychmiast przewieziono do szpitala, a sprawa wywołała ogromne emocje w lokalnej społeczności.
Przeraźliwy krzyk dziecka i dramatyczna reakcja rodziców
Rodzice usłyszeli rozdzierający krzyk córki:
„Mamo, tato, ratunku!”
i błyskawicznie pobiegli w kierunku niebezpiecznej sytuacji. To, co zobaczyli, było przerażające – pies przewrócił ich dziecko na ziemię, uderzał głową i szarpał ubranie dziewczynki. Panika mieszała się z bezsilnością, gdy próbowali uwolnić ją z uścisku zwierzęcia.
Jak ustalono, pies był mieszkańcem miejskiego schroniska i był wyprowadzany przez doświadczonego wolontariusza. Niestety, nie miał założonego kagańca, co – według świadków – mogło zapobiec tragedii.
Poważne obrażenia i pierwsza pomoc
Atak psa skończył się poważnymi ranami dziewczynki, które wymagały szycia. To jednak nie wszystko – by zminimalizować ryzyko powikłań, dziecko otrzymało szczepienia przeciwko wściekliźnie oraz tężcowi. Sprawa szybko zainteresowała ogólnopolskie media, a lokalne portale podały, że pies nosi imię Bombel.
Dla rodziny to bolesne przeżycie i traumatyczne wspomnienie, natomiast dla społeczeństwa – impulsem do ponownej debaty o bezpieczeństwie podczas spacerów z psami ze schronisk.
Co wiadomo o przebiegu wydarzeń?
Według relacji rodziców, incydent wybuchł nagle i niespodziewanie. Wolontariusz, który wyprowadzał psa, twierdzi, że nie zauważył bawiących się dzieci w okolicy. Jednak dla rodziny dziewczynki takie tłumaczenia są niewystarczające – domagają się konsekwencji oraz zadośćuczynienia. Policja czeka na opinię biegłego, która ma ustalić, czy właściciel psa naraził dziecko na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, co jest zagrożone karą na podstawie art. 160 kodeksu karnego.
O trudnej przeszłości psa i konieczności bezpieczeństwa
Warto wspomnieć, że pies trafił do schroniska po wcześniejszych traumatycznych przejściach z człowiekiem. To wrażliwy aspekt sytuacji, ale jednocześnie przypomnienie, że troska o zwierzęta nie wyklucza obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa publicznego, zwłaszcza tam, gdzie są dzieci.
Reakcje schroniska i zapowiedź zmian
Placówka, której podopiecznym był pies, przeprosiła za zdarzenie i zapowiedziała wprowadzenie dodatkowych środków bezpieczeństwa. W planach są przegląd dotychczasowych procedur podczas spacerów, bardziej rygorystyczny nadzór nad połączeniem „pies–wolontariusz” oraz dokładne określenie zasad używania kagańców. Kierownik schroniska podkreślił, że wolontariusz wielokrotnie wcześniej wychodził z psem na spacery, ale tego feralnego dnia nie zauważył bawiących się dzieci.
Co przyniesie przyszłość? Sprawa pod lupą
Śledczy obecnie analizują, czy obowiązujące zasady spacerowania z psami ze schronisk zostały naruszone oraz czy można było zapobiec spotkaniu zwierzęcia z dziećmi. Proponowane środki bezpieczeństwa obejmują obowiązkowe kagańce dla tzw. psów „w typie siłowym”, czyli takich jak amstaff czy pitbull (w kontekście zewnętrznych cech, nie rodowodu), stosowanie podwójnych zapięć smyczy oraz wytyczanie tras spacerów z dala od miejsc, gdzie bawią się dzieci.
Władze schroniska deklarują stały kontakt z rodziną i rozmowy dotyczące ewentualnego zadośćuczynienia. Podkreślają jednak, że chodzi o wyważone podejście, a wolontariusz musi ponosić odpowiedzialność za zwierzę, które wyprowadza.
Przerażenie i wyzwania dla społeczności
Dla rodziców to przede wszystkim ogromny strach, pozostające blizny i pytania bez odpowiedzi, które nie miną po jednym oświadczeniu. Dla całego miasta to sprawdzian, czy uda się połączyć empatię wobec zwierząt z absolutnym priorytetem, jakim jest bezpieczeństwo dzieci.